wtorek, 20 października 2015

Jak się nie ma co się lubi...

... to się bierze weekend na klatę. Miniony weekend.
Już w piątek wieczorem zaliczyłam podwózkę limuzyną Pogotowia Ratunkowego i czerwony?? dywan opolskiego SORu. Jak tam spokój... jak nigdy. Lekko przygaszone światła, snujący się korytarzami pracownicy służby zdrowia, jakby z lekka niepewni, oczekujący pacjentów, ale spokojni, radośni... i wolni :)
Dziecko na szczęście cudownie ozdrowiało i Bogu dziękować, bo nie tak sobie wyobrażałam rozpoczynający się weekend. A wstępnie miałam być w Lublinie na ósmym... zażywać atrakcji i kontrolowanej wolności, ładować akumulatory na kolejne jesienne tygodnie. Tymczasem plany wzięły w łeb, a atrakcje zapewniała mi rodzina.
Sobotnim przedpołudniem oddałam się we władanie papierom. Psinco, wcale się nikomu i niczemu nie oddawałam tylko realizowałam to, co poprzedniego dnia wyleciało z grafiku. I tym sposobem powstały dwie kartki. Jednak dla mężczyzny, choć raczej niespecjalnie męska (tak sobie teraz myślę, że może przesadziłam z tymi motylkami).
Druga zaś kobieca, różowa, z błyskiem.
Potem były urodziny u rodziny do późnego wieczora. Dotarliśmy do domu zmęczeni, ale z mocnym postanowieniem porannej pobudki. Wyprawa do lasu nam się zamarzyła, zwłaszcza, że pogoda wydawała się sprzyjać grzybom i grzybiarzom.
Plany niedzielne też wzięły w łeb, bo komisyjnie zaspaliśmy. Zresztą nie było czego żałować, gdyż wywiad, który nie zaspał, po ponad godzinnej eksploracji terenu wysokogrzybodajnego wrócił z wiadrem... pustym.
Jednak po obiedzie, wstąpiły w nas siły by ów las jednak zaliczyć... obiad spalić czy coś w tym stylu. Uzbrojeni w kosze, nożyki (biorąc pod uwagę ewentualne nagłe pojawienie się grzybów) i fotoaparat ruszyliśmy w teren. No bo jakby tych grzybów faktycznie było, to może chociaż jesień na zdjęciach przywlec się da. Było fantastycznie. Grzybów nie było wcale, chociaż nie - jakieś tam maleńkie były :D 
Jesień też marna, ale i tak było fajnie. 
A mnie, leśnemu ludziowi, coś na łbie jakby wyrosło...
Dziś jestem chora... głowa pęka, z nosa leci, w gardle drapie. Oto jesień właśnie!
Ale nie poddaję się, bo jak się nie ma co się lubi, to się bierze byka z rogi, chorobę za gardło, albo nawet miniony weekend na klatę.
 

4 komentarze:

  1. Ósme też smutne, że plany nie wypaliły. Ale co się odwlecze......
    Niebieska karteczka cudna, w różowościach taka na bogato :)
    A grzyby cienkie jakieś :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaka pogoda, takie grzyby (znaczy do d...y) ;) A na ósme prędzej czy później dotrę - jest cel to się misję zorganizuje :)

      Usuń
  2. Kocham Cię czytać, wiesz prawda :)))
    No z tymi motylkami dla Marka to nieco hmm przemotylkowałaś..
    Ale różowa to już przecudnej urody

    ps misja na pewno zostanie wypełniona, kombinujemy dalej :))

    OdpowiedzUsuń