piątek, 28 października 2016

Anielskie dekupażowanie...

Decoupage wciągnął mnie bardzo dawno temu.
Uległam, bo kobietą słabej woli i niespokojnych rąk jestem...
bo lubię sama robić ładne rzeczy użytkowe i durnostojki też.
Zwłaszcza jak zawierają w sobie pierwiastek ludzki w postaci włożonego w nie serca.
Chińszczyzną zalewającą rynek gardzę, bo odbiera rękodzielnikom nadzieję,
że wreszcie będzie się stosownie płacić za włożoną pracę, bo serce jest zawsze gratis.
Ale jest jak jest - mamy co mamy. Nie o tym chciałam pisać.
O dekupażach miało być.
Muszę się przeprosić z pędzelkami, bo chociaż raz na jakiś czas ich używam,
to jednak stanowczo za często pozostają bezrobotne,
wyparte bezczelnie przez kartki i inne papierowe twory. Tak jak pisałam, uległa jestem,
więc gdy coś namota mi w głowie, to natychmiast próbuję to przełożyć przez własne ręce.
Niektóre czasozjady mijają szybko, inne trawią mnie intensywnie i długo.
Znów zboczyłam z tematu...
Decoupage wraca jak bumerang. Ostatnio w postaci prac konkursowo- wyzwaniowych.
Anioły już miałam w swojej karierze nie raz,
 ale najbardziej lubię te swoje "puszyste", bezwłose, milczące...  coś jakby tildowe.
Piszę SWOJE, bo istotnie tak jest. Począwszy od projektu, przez wycinanie formatek,
na ozdobieniu kończąc to moja praca. Prototypy narodziły się u mnie latem 2013 roku,
chociaż po głowie chodziły mi już dużo wcześniej. Jak wszystko musiały dojrzeć.
Wtedy też podsunęłam je koleżankom i się przyjęły.
Formatki w wersjach damskich rozeszły się hurtem i lotem błyskawicy.
Ale na życzenie powstało też kilka sztuk formatek męskich. Jedna z nich została w domu.
Przeleżała, dojrzała i wreszcie doczekała się premiery. Tadam!
Wersja marynistyczna z zasadami wyzwania p.t. "Morskie opowieści",
ogłoszonego przez Marzenę na forum decoupage24.pl .
Gdy w sercu 10 w skali Beauforta, Anioł Sterowny przejmuje dowodzenie
i pokonuje wzburzone fale, snując opowieści o Oceanie Zielonym
i Lawendowym Przylądku...
A poniżej ten pierwszy najpierwsiejszy (zdj. z 2013r.).
Wracam z sentymentem do zdjęć, bo "wyszedł" .
Trzy lata temu zrobiłam jeszcze jeden wzór anielski, ale tym razem adwentowy.
Forma popiersia z dziurkami, przez które przewiesiłam sznureczki,
a na nich cukierki na każdy dzień adwentu.
Tym razem anioł dostał włosy uplecione w warkocze i zwinięte w tildowe koczki.
Szczerze mówiąc wolę anioły bezwłose.
I tym rozpostartym anielskim akcentem kończę dzisiejsze pisanie.
Z dekupażami wrócę niedługo, ale na razie zmykam do łóżka, bo już po północy.
Do zobaczenia :)
  
P.S. Wycinanki aniołowe (i nie tylko) surowe lub w zmalowanym odzieniu 
można zamawiać pisząc do mnie na adres mailowy. Zapraszam :)

środa, 19 października 2016

100 lat, 100 lat...

Nie mam urodzin, zresztą sama sobie nie śpiewałabym przecież.
Kartki robiłam na setkę. Dwie. I jeszcze kilka na skromniejsze rocznice urodzin.
Generalnie żadna filozofia i wielce nie odbiegają od moich poprzednich prac.
Ale wykorzystałam nowe  białokruczkowe papiery zanabyte drogą kupna w Poznaniu.
Okazało się, że są nie tylko bardzo są ładne, ale i niezwykle plastyczne.
Zwłaszcza pakiecik Pastel Garden, co mnie zapowietrzył i musiałam go mieć.
Kiedy pomyślałam o kartkach, które mam zrobić,
to jakoś oczyma wyobraźni widziałam tylko te papiery.
Żeby nie było tak samo, bo okazja jedna, wykorzystałam oba ogrody.
Pastel Garden:
Purple Garden:
W międzyczasie w kolejce stanęła inna urodzinowa.
Taka wiecie, z kategorii:"Jesuuu, jak to ugryźć..."
Kartka dla logistyka?! A pewnie... skomplikowane wyzwania często mi się zdarzają.
Miała nawiązywać do zaleceń zamawiającej i chyba nawiązuje.
Mam nadzieję, że trafiłam.
Na deser kolejny motylowy box na osiemnastkę. Dużo, duuużo i jeszcze więcej motyli.
Owszem, powtarzam się, ale skoro podobają się motylowe boxy,
to będę je robić w nieskończoną nieskończoność.
 Tak czy inaczej każdy  kolejny jest trochę inny od poprzedniego.
Dwa motyle sfrunęły też na kolejną kartkę i w towarzystwie kwiatków
stworzyły urodzinową kompozycję.
To by było na tyle w kwestii urodzin. 
Na razie tyle, bo wiadomo, że prędzej czy później pojawią się kolejne,
a z nimi kolejne kartki lub pudełka. Lecz póki co zmykam do pędzelków.
 
Do zobaczenia, hogis :)
 
P.S. W pracach wykorzystałam  m. in. białokruczkowe papiery z cudownych kolekcji.
I chociaż nic mnie zawodowo ani prywatnie z Białymi Kruczkami nie wiąże,
musiałam je zareklamować. No cudne są i tyle. Zrtesztą sami zobaczcie.
http://bialekruczki.pl/pl/p/Pastel-Garden-zestaw-papierow-30%2C5cm-x-30%2C5cm/2254    http://bialekruczki.pl/pl/p/Purple-Garden-zestaw-papierow-30%2C5cm-x-30%2C5cm/2255
 

wtorek, 18 października 2016

Ślubnie i poślubnie...

Dziś krótko i na temat. Ślub.
Przekopując zakamarki dysków znalazłam zdjęcia dawno zapomnianych prac,
między innymi boxa ślubnego w trochę innej opcji niż zwykle.
Zamawiający zachwycili się kiedyś moją "parą" butelek wina w ślubnych strojach.
Podobały im się też boxy ślubne, więc nie byli w stanie zdecydować co wybrać.
Postanowiłam namieszać trochę i zmontowałam pudełko z butelkami wina w środku.
Tak wyszło.
 
A teraz już aktualna ślubna propozycja. 
Kartka w pudełku z miejscem na wkład finansowy, ukrytym na dnie pudełka.

W tytule zapowiedziałam, że będzie też poślubnie.
Słowo się rzekło, więc proszę... poślubnie -rocznicowo.
I to całkiem porządnie rocznicowo - 40 lat razem to szmat czasu.
I tak mi się złożyło, że zbiegły mi się te rocznice w jednym czasie.
Pierwsza kartka dość skromna, ale planowałam włożyć do koperty,
więc nie zaszalałam zbytnio z ilością ozdobników.
Za to kopercie dostał się nieco większy bukiecik.
 
 A na deser ostatnia kartka na dziś. Również rocznicowa, ale za to w wyjątkowej formie.
Fachowo ta forma nazywa się Peek-a- boo Card.
W okienku na zewnątrz znajduje się obraz, w tym wypadku cytat,
a podczas otwierania kartki "zadzieje się magia" i w okienku pojawi się schowane serce.
Taka zabawa w chowanego, zresztą angielska nazwa na to wskazuje.
Taka kartka wymaga sporej dawki precyzji i cierpliwości,
 ale za to efekt wart zachodu.
 
Do zobaczenia znów... hogis :-)

środa, 12 października 2016

After Party...

10 dni temu czas zatrzymał się dla mnie w Poznaniu.
Ogólnopolskie Craft Party, spotkanie w gronie przyjaciół,
twórcze warsztaty i przydasiowe zakupy. 
Tym razem dość skromne, bo nie miałam czasu przekopywać zawartości stoisk
w poszukiwaniu mniej lub bardziej potrzebnych rzeczy.
Skupiłam się na warsztatach, które po bardzo długiej przerwie
miałam wielką przyjemność poprowadzić.
A wieczorem after party u Marzenki w doborowym towarzystwie
przy marzen(i)owej zupce dyniowej z zacierką, tarcie a'la Kejti
winie z owadosklepu i nalewkach domodojrzewających.
Krótko podsumowując CRAFT RESET .
Poniżej migawki z naszego wariackiego weekendu.
  
A to już after party... i tradycyjny przegląd łupów.
W tym roku, nietytułowaną dotąd Królową Przydasiowych Zakupów,
została Grażynka. Tylko ona potrafi tak skutecznie zaopatrywać swoją pracownię
i z kilku kolejnych stoisk wybierać to samo, nie pamiętając zupełnie o tym,
 że parę minut wcześniej już to nabyła... nie raz ;D
Ja, jak już wcześniej pisałam, skromniutko.
Troszkę papieru, kilka tekturek, parę wkładów do notesów, jakiś szablonik... mało.
Moje pelemelinki w niekompletnym składzie.
Niestety nie udało się zrobić żadnego zdjęcia w pełnym składzie warsztatowym.
Sorry... głupawka.Ogólnopolskie Craft Party 
Z każdego Craft Party obowiązkowo przywożę pamiątkę - tradycyjną rozetkę.
Tym razem było na różowo (ta niebieska jest zeszłoroczna).
Niestety kolorowa rozetka z pierwszego party zaginęła w tajemniczych okolicznościach.
 
Za to na party zaniosłam tytkę z notesem zrobionym specjalnie na wymiankę.
Dostałam informację zwrotną, że notes się podoba i jest w użyciu.
Z kolei do mnie trafił energetycznie czerwony notesik oraz słodkie toffifee, 
które wyczęstowałam, aby nie ulec nadto złym pokusom.
A wszystko w tytce spiętej kwiecistą broszką ( był lansik na party :-) ).
Dziękuję :-)
 
I to tyle wspomnień craftowych. Za rok znów się widzimy w Poznaniu.
I znów będzie się działo. Bo widzimy się, prawda?!
 

Za to na bloga zapraszam dużo, dużo wcześniej,
gdyż nazbierało mi się trochę prac do pokazania. 

To do następnego :)

 
 
 (Zdjęcia w większości nie moje. Serdecznie za nie dziękuję :) )