wtorek, 27 października 2015

Post o zapachu sosnowej szyszki do kąpieli... pamiętacie ?

Tak naprawdę o żadnej szyszce do kąpieli nie będzie. 
To jedynie post, który piszę otulona zapachem unoszącym się w moim domu
od kilku godzin. Pokaz miałam... odkurzacza... tfu... robota sprzątającego.
Przyjemnie spędzony czas, pokój prawie wyglancowany, a pan,
który z rozmachem prezentował kolejne zalety owego urządzenia
w jednym momencie jak machnął ręką, to flaszka płynu do dezynfekcji
(o zapachu sosnowej szyszki z mojego dzieciństwa) rozleciała się
na podłodze w pokoju, zalewając ją z rozmachem równym prezentacji.
Niemalże pół litra skoncentrowanej mocy odkażającej powietrze w moich
stu metrach kw.. Wszystkie okna otwarte, a nadal w oczy szczypie.
Odkaziło nas i naszą chałupę na co najmniej kilka lat do przodu
(parę kropli podobno już wystarczy do odkażenia całego naszego mieszkania).
Z tej atmosfery właśnie wyłania się ten post... czujecie?
 
To tyle o atmosferze, bo mam do pokazania kilka pachnących jeszcze nowością prac.
 
Najpierw ATC w ramach zabawy na forum. Temat: "Sowa mądra głowa".
 
W tym samym czasie na wyzwanie z mapką, które cyklicznie ogłaszam na forum,
zrobiłam blejtram ze zdjęciem siostrzeńca. Ta ruda burość "rozlana" tu i ówdzie w rzeczywistości jest w kolorze zielonego mchu... czemu tu jest ruda - nie wiem. 
 
 Z kolei w niedzielę na urodziny mojej Mamy pojechałam z rodziną
oraz niebieską babeczką w niebieskiej zastawie.
 
Wracając jeszcze na chwilę do początku postu, jeśli któregoś dnia
zadzwoni do Was telefon, a rozmówca "z drugiej strony kabla"
zaproponuje Wam spotkanie z prezentacją robota,
nie zastanawiajcie się tylko zapraszajcie.
Niech i Wam zaprezentuje, posprząta, odświeży, napachni... 
jedynie prawdopodobieństwo rozbryzgania nadmiaru odkażacza
jest stosunkowo małe. A to już chyba bardziej zaleta niż wada ;)
 
Pozdrawiam esencjonalnie, Wasza hogis 
 

wtorek, 20 października 2015

Jak się nie ma co się lubi...

... to się bierze weekend na klatę. Miniony weekend.
Już w piątek wieczorem zaliczyłam podwózkę limuzyną Pogotowia Ratunkowego i czerwony?? dywan opolskiego SORu. Jak tam spokój... jak nigdy. Lekko przygaszone światła, snujący się korytarzami pracownicy służby zdrowia, jakby z lekka niepewni, oczekujący pacjentów, ale spokojni, radośni... i wolni :)
Dziecko na szczęście cudownie ozdrowiało i Bogu dziękować, bo nie tak sobie wyobrażałam rozpoczynający się weekend. A wstępnie miałam być w Lublinie na ósmym... zażywać atrakcji i kontrolowanej wolności, ładować akumulatory na kolejne jesienne tygodnie. Tymczasem plany wzięły w łeb, a atrakcje zapewniała mi rodzina.
Sobotnim przedpołudniem oddałam się we władanie papierom. Psinco, wcale się nikomu i niczemu nie oddawałam tylko realizowałam to, co poprzedniego dnia wyleciało z grafiku. I tym sposobem powstały dwie kartki. Jednak dla mężczyzny, choć raczej niespecjalnie męska (tak sobie teraz myślę, że może przesadziłam z tymi motylkami).
Druga zaś kobieca, różowa, z błyskiem.
Potem były urodziny u rodziny do późnego wieczora. Dotarliśmy do domu zmęczeni, ale z mocnym postanowieniem porannej pobudki. Wyprawa do lasu nam się zamarzyła, zwłaszcza, że pogoda wydawała się sprzyjać grzybom i grzybiarzom.
Plany niedzielne też wzięły w łeb, bo komisyjnie zaspaliśmy. Zresztą nie było czego żałować, gdyż wywiad, który nie zaspał, po ponad godzinnej eksploracji terenu wysokogrzybodajnego wrócił z wiadrem... pustym.
Jednak po obiedzie, wstąpiły w nas siły by ów las jednak zaliczyć... obiad spalić czy coś w tym stylu. Uzbrojeni w kosze, nożyki (biorąc pod uwagę ewentualne nagłe pojawienie się grzybów) i fotoaparat ruszyliśmy w teren. No bo jakby tych grzybów faktycznie było, to może chociaż jesień na zdjęciach przywlec się da. Było fantastycznie. Grzybów nie było wcale, chociaż nie - jakieś tam maleńkie były :D 
Jesień też marna, ale i tak było fajnie. 
A mnie, leśnemu ludziowi, coś na łbie jakby wyrosło...
Dziś jestem chora... głowa pęka, z nosa leci, w gardle drapie. Oto jesień właśnie!
Ale nie poddaję się, bo jak się nie ma co się lubi, to się bierze byka z rogi, chorobę za gardło, albo nawet miniony weekend na klatę.
 

środa, 14 października 2015

Jest DEN - jest kartka...

Czy o tej porze nie powinnam już spać?...
Zaraz się zmywam, ale zanim Morfeusz mnie wciągnie pod kołderkę, wrzucę szybki post.
Pokazywałam ostatnio odnalezioną kartkę doniczkę z zeszłego roku.
W tym roku wypadałoby również jakąś zrobić, więc kiedy dzieciaki poprosiły,
to z ochotą przyjęłam zlecenie.
Może to mało ambitnie, ale pozostałam przy tradycyjnej formie kartki.
Użyłam znalezionej w sieci grafiki sowy, bo tak jakoś te sowy idealnie wpisują się w klimat dzisiejszego dnia. Do tego kwiaty w jesiennych kolorach, trochę tuszu i gotowe.
Wszystkim belfrom znajomym czy też nieznajomym życzę
 wszystkiego najlepszego, satysfakcji z pracy i dużo dużo cierpliwości.
 
Na mnie już czas, ale wrócę tu jeszcze...
 
 

niedziela, 11 października 2015

Ładny dziś dzień...

Za oknem słońce, ptaszki śpiewają, kot leniwie wyleguje się na masce samochodu. Tylko ten chłodny wiatr trochę przeszkadza. Jesień. Ale za to w domu ciepło i miło, w piecu skwierczy ogień, dzieci chwilowo zamilkły... sielanka. Lubię to! :)
Z dziećmi tak już jest, że z wiekiem coraz rzadziej prawią komplementy rodzicom.
Mój młodszy Jakob jeszcze potrafi czasem coś ściemnić, zwykle gdy ma w tym jakiś cel, ale starszy Kamil jest już oszczędny w słowach. Wczoraj jednak mnie zaskoczył.
Mieliśmy rano taką luźną rozmowę o moich zmianach, o większej dbałości o siebie
i takich tam. Później, gdy podczas zakupów gdy ja buszowałam między
regałami i wieszakami ulubionych sklepów, on poszedł kupić sobie coś do picia... profilaktycznie, bo kiedy ja wchodzę do niektórych sklepów,
 to faktycznie można się odwodnić ;)
Gdy wrócił wręczył mi dumnie butelkę, mówiąc: "To specjalnie dla ciebie".
Może to takie banalne, ale w sumie bardzo miłe, zwłaszcza jeśli ma się świadomość
swoich niedoskonałości. Zawartość niezdrowa, odrdzewiacz i odkamieniacz w jednym,
ale co tam, kiedy cel nadrzędny ma wypisany czarno na białym,
a raczej biało na czerwonym ;)  To też lubię! :)
 
Tyle na dziś rozważań na tematy różne. Wracając do swoich archiwaliów mam dziś dla Was chustecznik, który nie wziął udziału w zabawie wakacyjnej na forum, bo się
we własnym terminie nie zmieściłam. Zabawa była tematyczna z podróżami wakacyjnymi w tle. Podsuwałam do interpretacji kolejne miejsca, które chciałabym odwiedzić. 
Między innymi Brazylię, a ona kojarzy mi się między innymi z piłką nożną.
Decoupage z elementami 3D, intensywnie matowy lakier, siatka "bramki" powiązana
ze sznurka na bieliznę... I oto on - piłkarski chustecznik dla mojego prywatnego bramkostrzelnego napastnika, z genów dziadkowych i ojcowych zrodzonego :)
 
Tymczasem ja do garów, a Wam życzę miłej niedzieli :)

 

środa, 7 października 2015

Dziś coś nowego...

Coś nowego w sensie wprost z pracowni.
Kartka dedykowana parze obchodzącej 25-lecie swojego ślubu.
Nie lubię upychać swoich kartek w koperty, więc zwykle dostają tylko folijkę. 
Coraz częściej kartki chowam w zdobione pudełka i tym razem tak właśnie było. 
Pudełko z tiulowym okienkiem, perełki, papier brokatowy, kwiatki...
i proszę - oto efekty.
 


wtorek, 6 października 2015

Porządki, porządki...

 Już prawie udało mi się uporać z hogisowym archiwum twórczym,
a w międzyczasie oderwana od pamięci zewnętrznej zrobiłam coś
 dla tzw. hogisowego porządku zewnętrznego.
Moje papiery scrapowe zebrały się już w kilkukilogramową kolekcję.
I cóż z tego, kiedy bezładnie zalegały na półce wielokrotnie przekładane,
przepychane i tarmoszone.  Potrzeba "miecia" tudzież "mania" organizera,
który z całym szacunkiem przechowa i uporządkuje mój zbiór, rosła
z każdym spojrzeniem w jego stronę. Gotowe szafki czy inne do tego celu stworzone przechowadła są piekielnie drogie. Ile nowych papierków można zamiast tego kupić.
Prędzej czy później pewnie skusiłabym się na takiego przydasia,
kupionego czy zleconego stolarni albo jakiegoś ikeowskiego zamiennika.
I znów olśnienie przyszło nagle (już tak mam, powinnam się przyzwyczaić), kiedy w hurtowni papierniczej szukałam segregatorka dla dziecka sąsiadki.
Jakoś tak nie wiedzieć czemu oczy powędrowały na półki pod sufitem,
gdzie leżały pudełka archiwizacyjne do samodzielnego złożenia. Na oko wydawały się idealne do przechowywania papierów we względnym ładzie przynajmniej przez jakiś czas.
Zachłannie kupiłam od razu 5 sztuk. A co... 1,60 zł za sztukę to tanio przecież.
Miałam poprzestać na poskładaniu pudełek i włożeniu papierów, ale gdzie tam. Nie byłabym sobą, gdybym nie poszła krok dalej. Jedno gotowe pudełko przycięłam pod skosem, okleiłam papierem pakowym i nagle stwierdziłam, że co - jedno tylko? robię następne! Kolejny krok dalej i zrobiłam 3, skleiłam razem, dodałam opis, włożyłam papiery, oczywiście posegregowane według producentów, bo tak najlepiej mi się szuka właściwych i okazało się, że mogę pójść jeszcze krok dalej.
Zrobiłam więc przegródki z tektury, umieściłam na nich nazwy producentów, no i teraz nareszcie mam porządek :)  
Koszt: 4,80zł za pudełka + 1,20zł za papier pakowy + 2,35 za klej magik = 8,35zł
Tak niedużo i to za całkiem pojemne przechowadło. Warto było :)
 

poniedziałek, 5 października 2015

Kontynuując...

Nadal porządkuję swoje archiwa. A w nich kolejne sentymentalne prace.
Miś Hogiś :) Słodki filcaczek, niegrzeszący wzrostem (10cm), ale bardzo kochany.
Tak dla porównania z całkiem niedużym misiem Walentym.
A teraz coś dla miłośniczek kotów i torebek.
Kartka dla Julii na jej 30 urodziny z bukietem ręcznie robionych maków.
Wewnątrz duża kieszeń na życzenia i mała kieszonka na wkład finansowy.
Czy solenizantka lubi koty - tego nie wiem,
ale mój Lucek najwyraźniej lubi damskie torebki.
I na koniec decoupagowe pudełeczko z marca tego roku...
 jeszcze odziane w ciepły sweterek, ale już motylowiosenne.
Powstało podczas spontanicznego wypadu do Niedźwiedzi.
Bo najlepiej wyjechać na wywczas do Lublina na ósme,
by niespodziewanie znaleźć się na Mazurach. Ot tak!
Koniec. Ale na dziś, bo ja dalej kopię :)